Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
tuqutsiarivaa
Nosal
Dołączył: 05 Gru 2014
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 17:20, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Shit, i'm outta here. Co to Nosal?
A te gitary to serio była porażka. Kończę Live in Mainz. Wokal w sumie niezły i nie czuć tak bardzo spoconym kucem.
Jakiekolwiek listy naj... są głupie, zgadzam się, Tak samo i Scaruffi. Dziwią mnie na szczycie Faust czy Royal Trux (to było ciężkie przeżycie), nie dziwi mnie Beefheart
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez tuqutsiarivaa dnia Sob 17:26, 06 Grudzień 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
tuqutsiarivaa
Nosal
Dołączył: 05 Gru 2014
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 17:25, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
hah, puściłem ostatnio Djama Kereta, Skrzypłocz z tego co pamiętam nie poleca jakoś szczególnie, ja nie pamiętam, co to w ogóle było. Są płyty "z dupy", to fakt
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 17:25, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
To jak skończysz po prostu poczytaj ten dział - http://www.metalrockforum.fora.pl/jazz-jazz-rock,40/
Na początek o Mahavishnu Orchestra, elektrycznych płytach Davisa i o Weather Report. Tylko czytaj wątki, nie słuchaj w ciemno. Szczególnie tyczy się to Weather Report.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tuqutsiarivaa
Nosal
Dołączył: 05 Gru 2014
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 17:30, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Brat polecał bardzo Colemana, ale jakoś nie mogłem się z nim zejść. Nacieszę się jeszcze przez chwilę Davisem i biorę się za resztę. Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 17:36, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Davis, Coleman i Coltrane to najwięksi jazzmani w dziejach. O klasę wyżej od innych, naprawdę wielkich. O Ornettcie też chyba mamy wątek. Nie pamiętam nawet.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kobaian
Brodacz
Dołączył: 04 Cze 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 18:04, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Kapitan Wołowe Serce napisał: | Davis, Coleman i Coltrane to najwięksi jazzmani w dziejach. O klasę wyżej od innych, naprawdę wielkich. O Ornettcie też chyba mamy wątek. Nie pamiętam nawet. |
Czy Davis oby na pewno był o klasę wyżej w czasach, gdy konkurował np. z Mingusem? I na jakiej zasadzie jest on o klasę wyżej od Sandersa? Mam nadzieję, że nie zdradzę zbyt wiele, twierdząc, że w 69' roku Sanders u mnie wyprzedzi Davisa i nie mam najmniejszych wątpliwości, co do tego wyboru.
Z tego, że Coleman i Coltrane byli wielkimi innowatorami również nie wynika, że byli aż o "klasę" wyżej od swoich naśladowców.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 18:20, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Mingus nie był ani tak wpływowy, ani tak długo nie utrzymywał się na fali. Tak samo Sanders. To byli wielcy muzycy, ale jednak przez pewien okres. Posłuchaj sobie późniejszych płyt Faraona, albo Mingusa i porównaj je do tego, co Miles nagrywał np. w roku 80'.
Poza tym Faraon nagrał dwie, może trzy autentycznie Wielkie płyty. Mingus podobnie, przy czym taka naprawdę hiper mega jest jedna, ta o Murzynie i Świętej Panience. Miles tych wielkich płyt ma na koncie sporo więcej. Można bardziej lubić Karma niż In a Silent Way, ale ogólny bilans jest totalnie na korzyść Davisa.
No i najważniejsza sprawa - Davis, Coleman i Coltrane byli pionierami, liderami, ciągnęli innych za sobą, wyznaczali trendy. Faraon robił to w bardzo wąskim zakresie stylistycznym (spiritual jazz), Mingus w wąskim okresie czasowym (gdzieś do połowy lat 60'. Później nowy jazz poszedł w swoją stronę). Na tym polu różnica jest najwyraźniejsza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zuy_pan
Bad Motherfucker
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 5826
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nie wiem, skąd mam wiedzieć? Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 18:35, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Hauru napisał: |
A te gitary to serio była porażka. Kończę Live in Mainz. Wokal w sumie niezły i nie czuć tak bardzo spoconym kucem.
|
Za szkalowanie Frippa podziemne państwo forumowa skazuje cię na śmierć, strzeż się.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zuy_pan dnia Sob 18:35, 06 Grudzień 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
nihil reich
Hipopotam
Dołączył: 03 Lip 2013
Posty: 1211
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 18:40, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Pamiętaj miejsca, twarze zdrajców proga, oni wszyscy zapłacą za swoje zbrodnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kobaian
Brodacz
Dołączył: 04 Cze 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 19:02, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Kapitan Wołowe Serce napisał: | Mingus nie był ani tak wpływowy, ani tak długo nie utrzymywał się na fali. Tak samo Sanders. To byli wielcy muzycy, ale jednak przez pewien okres. Posłuchaj sobie późniejszych płyt Faraona, albo Mingusa i porównaj je do tego, co Miles nagrywał np. w roku 80'. |
Jazzu z lat 80' nie znam w ogóle. Szczerze mówiąc po wysłuchaniu tego, co prezentuje obecnie na koncertach Marcus Miller, (O dobry Jazzu!, jakież to "rękodzieło") aż boję się sprawdzać, co mogą prezentować sobą inni.
Natomiast odnośnie Davisa stwierdzam tyle, że Miłosz grał przez większość czasu jazz bardzo grzeczny. Taki, że po kilku taktach na płycie, wiesz czego się spodziewać. Może Cię niejedno zachwycić, ale na pewno Cię nie zaskoczy. Z resztą było to chyba zgodne z założeniami nurtu cool. W tym czasie Mingus, czy potem Coltrane, tworzyli rzeczy niezwykłe, zaskakujące. Faraon zrobił coś, co ja lubię najbardziej - gatunek odpowiedni dla obrazowania strzelającego karabinu maszynowego i jęku rannych przerobił na coś znajdującego się na antypodach ludzkiej wrażliwości. I takie rzeczy ja osobiście cenię w muzyce najbardziej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
che
Hipopotam
Dołączył: 26 Gru 2011
Posty: 1967
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 19:12, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Hauru napisał: | PS Jeśli by wam się chciało podrzucić coś do posłuchania, byłbym wdzięczny.
PPS Tylko nie King Crimson
PPPS Fajnie, gdyby był to jakiś jazz, bo mam straszną chcicę |
http://www.metalrockforum.fora.pl/inne,28/album-roku-1969,4504.html
Z tym wątkiem się zapoznaj. Sporo bardzo dobrego jazzu się tu przewija.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zuy_pan
Bad Motherfucker
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 5826
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nie wiem, skąd mam wiedzieć? Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 19:25, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
No i Sanders jest stary jak dinozaury albo piramidy egipskie, a dalej daje dobre koncerty
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 19:31, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
kobaian napisał: | Jazzu z lat 80' nie znam w ogóle. |
To niedobrze, bo całkiem niezły był to okres. Oczywiście był nurt smooth, w który wszedł po jakimś czasie nawet Davis, ale nie brakuje tam muzyki, którą znać warto. Chociażby We Want Miles. Bardzo dobre fusion.
kobaian napisał: | Natomiast odnośnie Davisa stwierdzam tyle, że Miłosz grał przez większość czasu jazz bardzo grzeczny. Taki, że po kilku taktach na płycie, wiesz czego się spodziewać. Może Cię niejedno zachwycić, ale na pewno Cię nie zaskoczy. |
Mhm, zwłaszcza Dark Magus albo koncerty z Fillmore to bardzo grzeczna muzyka. Tak samo Bitches Brew i On The Corner. Cooll jazz jak ta lala. Za to Mingus grający bebop to szczyt awangardy. Bardzo jest zaskakujący, prawie jak Messiaen - nigdy nie wiesz co będzie za chwilę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kapitan Wołowe Serce dnia Sob 19:32, 06 Grudzień 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
kobaian
Brodacz
Dołączył: 04 Cze 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 20:16, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Kapitan Wołowe Serce napisał: | kobaian napisał: | Natomiast odnośnie Davisa stwierdzam tyle, że Miłosz grał przez większość czasu jazz bardzo grzeczny. Taki, że po kilku taktach na płycie, wiesz czego się spodziewać. Może Cię niejedno zachwycić, ale na pewno Cię nie zaskoczy. |
Mhm, zwłaszcza Dark Magus albo koncerty z Fillmore to bardzo grzeczna muzyka. Tak samo Bitches Brew i On The Corner. |
Ale on nie grał tego "przez większość czasu" tylko w bardzo określonym czasie (Ile tego było 4-5 lat?). W okresie świetności Mingusa czy Coltrane'a był akurat dość grzeczny.
Choć rzeczywiście Davis prezentował bardzo wysoki poziom przez długi czas, to okres jego największej świetności nie jest wcale aż tak dużo dłuższy od okresu świetności innych gwiazd.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kobaian dnia Sob 20:18, 06 Grudzień 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 20:40, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
kobaian napisał: | okres jego największej świetności nie jest wcale aż tak dużo dłuższy od okresu świetności innych gwiazd. |
'Round About Midnight / Birth of the Cool - 1957 rok. Można te płyty lubić albo nie, ale to absolutny kanon muzyki jazzowej.
Trasa koncertowa po Japonii, której owocami są Agharta, Pangaea i Dark Magus - 1975 rok.
Okres największej świetności - 18 lat. To:
O jakieś 7 lat więcej niż Mingus.
O, przy dużej dozie pobłażliwości, 11 lat więcej niż Faraon.
O 8 więcej niż Coltrane w ogóle grał, chociaż akurat Trane swoje 10 lat wykorzystał jak nikt inny.
Miles przez swoje 18 lat (ale tak naprawdę więcej bo w latach 80' też nie grał ogonów, zaczął ten okres fantastycznie!) wylansował kilkudziesięciu muzyków, których nazwiskami definiuje się dzisiaj muzykę jazzową.
W przeciągu tych 18 lat nagrał około dwudziestu absolutnie kanonicznych dla jazzu płyt, a liczę tylko te studyjne.
Za 18 lat grał i cool i modal i third stream i fusion i funk. Szedł od cool jazzowych kołysanek aż po miejsce w którym avant przechodzi we free. W dodatku w tych wszystkich nurtach (poza free rzecz jasna) był jeżeli nie pionierem to przynajmniej liderem.
Naprawdę trudno porównać do do kogokolwiek poza Coltranem i Colemanem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kapitan Wołowe Serce dnia Sob 20:43, 06 Grudzień 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kobaian
Brodacz
Dołączył: 04 Cze 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 23:59, 06 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Tylko, że ja nie chcę udowodnić tezy, że Miles nie był wielkim muzykiem jazzowym. To Ty twierdzisz, że było trzech wielkich, do których reszta nie ma startu.
Ja natomiast chciałem zwrócić uwagę, że słuchając płyty, oceniam wartość zawartej na niej muzyki, a nie to, ile lat muzyk grał, ilu innych wybitnych przewinęło się w jego zespołach. I szczerze mówiąc coraz bardziej przychylam się do zdania, że nawet wielkie "Bitches Brew" nie jest płytą z wyższej półki niż "The Black Saint and the Sinner Lady", "Electric Bath", "Karma", "3 compositions of New Jazz", czy "Intents and Purposes". To jest różna muzyka, jedna może się podobać bardziej, druga mniej, ale przepaści ziejących czeluścią bezdenną nigdzie tu nie znajduję. Dlatego nie widzę powodu, by twierdzić, że mamy tu twórców różnej klasy.
Po drugie, odnoszę wrażenie, że Miles, w przeciwieństwie do Johna i Ornette'a był raczej muzykiem trochę dającym się nieść fali, a nie kimś, kto radykalnie przeciwstawiał swoją wizję aktualnie obowiązującym trendom. Zauważ choćby, jak to jego nowatorstwo wyglądało: od grania jazzu takiego, żeby mógł się podobać ludziom do jazzu nieprzywykłym, po mariaż z modnym akurat w tym momencie rockiem. Oczywiście Davis robił to wszystko we wspaniałym stylu, nagrał wiele wielkich płyt, ale nie udawajmy, że mamy do czynienia z człowiekiem, który w pocie czoła młotem i kilofem definiował nowe granice muzyki.
Po trzecie, wielkość Milesa i doskonałość jego dorobku, zupełnie nie wpływa na prawdziwość mojej pierwotnej uwagi. Przypomnę, uważam że sytuacja charakterystyczna np. dla "Nefertiti", polegająca na tym, że w kilku, kilkunastu pierwszych taktach pierwszego utworu masz już jakby zdefiniowaną całą zawartość płyty, od nastroju, brzmienia do rytmiki, jest raczej dla Milesa typowa niż nietypowa. A przynajmniej jest typowa dla większości tego, co słyszałem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 00:17, 07 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
kobaian napisał: | To Ty twierdzisz, że było trzech wielkich, do których reszta nie ma startu. |
Nie tyle "nie ma startu", bo to sugeruje, że jest jakaś niebotyczna przepaść pomiędzy nimi a resztą. Są po prostu powyżej.
Cytat: | I szczerze mówiąc coraz bardziej przychylam się do zdania, że nawet wielkie "Bitches Brew" nie jest płytą z wyższej półki niż "The Black Saint and the Sinner Lady", "Electric Bath", "Karma", "3 compositions of New Jazz", czy "Intents and Purposes" |
Rzecz w tym, że Davis tej klasy płyt nagrał jednak parę, zaś płyt nie aż tak wybitnych, ale i tak rewelacyjnych nagrał mnóstwo i to w wielu różnych stylach, w długim okresie czasu.
Cytat: | Po drugie, odnoszę wrażenie, że Miles, w przeciwieństwie do Johna i Ornette'a był raczej muzykiem trochę dającym się nieść fali, a nie kimś, kto radykalnie przeciwstawiał swoją wizję aktualnie obowiązującym trendom. |
Nie. Davis nie "dawał się nieść fali", tylko wyczuwał gdzie fala się podnosi, wskakiwał na nią i prowadził tam, gdzie chciał. A, że nie był wbrew modzie? A to trzeba być wbrew żeby być wielkim? Bycie wbrew ma wartość samo w sobie? Coleman był wielki nie dlatego, że pierwszy grał free, ale dlatego, że robił to fantastycznie i poszli za nim inni. Tym bardziej Coltrane, który przecież nie był we free pierwszy (wszedł na falę, zupełnie jak Davis).
Słuchałeś tych wszystkich płyt jazz rockowych z 67 i 68 roku? Tego co grała Julia Tippetts z Brianem Augerem, Hansson & Karlsson, Free Spirits Larryego Corryella i jeszcze kilku innych? Nowatorska, niesamowicie odkrywcza muzyka, wbrew trendom - ale przeciętna jak nie wiem. Wielki twórca nie musi wynaleźć koła, wystarczy, żeby lepiej niż inni wiedział co robi. Davis wiedział, dlatego był wielki. Brian Auger wynalazł koło, ale nie miał pojęcia co z nim zrobić, dlatego jego muzykę traktuje się jako ciekawostkę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kapitan Wołowe Serce dnia Nie 00:19, 07 Grudzień 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kobaian
Brodacz
Dołączył: 04 Cze 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 00:41, 07 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Kapitan Wołowe Serce napisał: | Tym bardziej Coltrane, który przecież nie był we free pierwszy (wszedł na falę, zupełnie jak Davis). |
Coltrane buntował się każdym pierdnięciem swojego saksofonu. A tak poważniej, naprawdę słuchając Johna czuć, że ma się do czynienia z muzykiem bardziej bezkompromisowym, niż Miłosz. Jego styl był od samego początku bardziej zadziorny, a utwory pozbawione tej specyficznej dla Miłosza "gładkości". Przyznam się, że dużo dłużej przyzwyczajałem się do stylu Coltrane'a niż Davisa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 01:05, 07 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Przecież to po prostu styl i nic ponad to. Larry Coryell ma taki styl, że gra jakby miał zaraz wyrwać struny, Jim Hall natomiast brzmi lekko jak pióro od kurczęcia. Czy to znaczy według Ciebie, że Larry to nawet nie lepszy gitarzysta, ale lepszy muzyk? Co to ma do rzeczy?
Trane na pewno był lepszym instrumentalistą, też bardziej pasuje mi jego gra, ze względu na ekspresję właśnie. Ale nie widzę większego związku pomiędzy tym, a sama klasą muzyków.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kobaian
Brodacz
Dołączył: 04 Cze 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:06, 07 Grudzień 2014 Temat postu: |
|
Ty znowu o klasach... Naczytałeś się Marksa, czy załapałeś pracę jako nauczyciel w szkole?
Klasą to Davis może przebijać Xhol Caravan, ale nie innych wybitnych i wpływowych muzyków jazzowych. Dla mnie na pewnym poziomie mówienie, że ktoś jest klasę wyżej lub niżej po prostu nie ma sensu. Każdy z tych trzech, których wymieniłeś jako deklasujących resztę, miał swoją działkę, w której nie miał równych sobie. Z drugiej zaś, istniał zawsze jakiś obszar równie wartościowej muzyki jazzowej, do którego dany muzyk nawet nie zaglądnął, albo ledwie się o niego otarł. Coltrane był bardzo ekspresyjnym muzykiem, któremu czasem jakby brakowało "chłodnej kalkulacji" Davisa i na odwrót. Coleman miał po prostu swoje pole, na którym działał, ale przecież do tego pola nie można ograniczyć całego dorobku jazzu.
Skoro więc byli inni, którzy tworzyli równie wartościową muzykę, dlaczego traktować ich jako o klasę gorszych tylko z tej racji, że tych wybitnych albumów nagrało się im odrobinę mniej? Taki Sun Ra nagrywał bardzo różne rzeczy ocierając się o różne style i wymyślając rozwiązania, o których się Davisom nie śniło. Nagrania są strasznie porozrzucane, kompletnie nieuporządkowane, a część naprawdę fatalnej jakości. Czy znaczy to, że to był muzyk o klasę niżej niż wymieniona przez Ciebie trójka? Nie wydaje mi się.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|