Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
thon022
Hipopotam
Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 1064
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 16:59, 03 Marzec 2010 Temat postu: The Rolling Stones - "Exile On Main St." (1972) |
|
Po "Sticky Fingers" The Rolling Stones jakby uznali, że zabrzmieli zbyt "ładnie", że ich muzyka powinna być bardziej surowa, murzyńska i chropowata. Ma pochodzić z ich młodzieńczych fascynacji, z głębi serca, prawdziwa i szczera do bólu.
I wykonali (zresztą kolejny raz) zwrot pod prąd, nagrywając album wówczas archaiczny, a wręcz bezczelny...
Kiedy się ukazał, był rok 1972 - w rocku zarysował się już kierunek heavy, pod przywództwem Led Zeppelin, Black Sabbath. Drugi kierunek rocka nadawały zespoły spod znaku Pink Floyd czy Yes.
The Rolling Stones wydając "Exile..." stworzyli jakby monumentalny muzyczny pomnik w hołdzie czarnej muzyce, wołając: " Słuchajta i podziwiajta !! Oto stąd my są - z bluesa, folku i soulu! To stąd wzięły się bleksabaty, zepeliny, flojdy czy inne szarpidruty. Na kolana !!! "
I właśnie to ten album, (przyjęty w chwili wydania z mieszanymi uczuciami), jest obecnie uznawany za jedno z największych rockowych arcydzieł. Stanowi opus magnum twórczości zespołu, rzeczą do której ewoluowali od debiutu i po której mogą już tylko spacerkiem schodzić ze szczytu ...
Zestaw 18 odmiennych stylistycznie utworów znajdujących się na tym wydaniu może być dość trudny do przełknięcia podczas słuchania całości. Wymieszano tu m.in. rockabilly, soul, country, blues, gospel. Nieuświadomiony słuchacz zapewne będzie z niedowierzaniem sprawdzał na okładce datę wydania tej płyty - no nie do wiary, to naprawdę 1972r. !...
Brzmienie, jest takie, jakiego można oczekiwać od albumu, do którego większość nagrań powstało w piwnicy (a niekiedy w ... kuchni) posiadłości Keitha Richardsa we Francji - surowe i archaiczne. Jednak podczas słuchania "Exile On Mauin St." nie odczuwamy nadmiernego dyskomfortu, a możemy "poczuć" frapujący, posępny i neurotyczny klimat w jakim powstała ta płyta.
Co do utworów, to jest tak wiele muzycznych pereł na tej płycie, że nie ma sensu ich wymieniać...
Monument.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez thon022 dnia Śro 22:11, 03 Marzec 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 09:05, 04 Marzec 2010 Temat postu: |
|
Muzycy rockowi powinni mieć ustawowy zakaz nagrywania dwupłytowych albumów. Praktycznie wszystkie ich studyjne dwupłytowce, może poza The Wall, powinny być o połowę krótsze. Również Exile On Main St. spokojnie zmieściłby się na jednym czarnym krążku. Wywalić z niego te wszystkie rock&rolle i od razu by było lepiej. To raz. Druga sprawa to saksofon. Dla mnie wykorzystanie saxu do takiego lajtowego grania to profanacja. To tak jakby zastosować Monster Trucka w roli gimbusa. Zbrodnia! W sumie to spoko album, ciekawszy niż poprzedni, chociaż na pewno mniej przebojowy. Ale to już niestety jest coś kompletnie innego niż za Briana Jonesa. Blues jest inspiracją, a nie treścią tej muzyki. Nie wiem,. Może dla fana Rolling Stones to arcydzieło, ale do mnie Exile On Main St. jakoś nie trafia. A już na pewno nie zachwyca.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
thon022
Hipopotam
Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 1064
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:33, 04 Marzec 2010 Temat postu: |
|
Hańba Ci! Jak to - nie zachwyca ??? Nakazuję : MA ZACHWYCAĆ I JUŻ !!!
Poważnie mówiąc, to "nie zachwyca" nie tylko pobieżnych słuchaczy The Rolling Stones, ale często i ich zagorzałych fanów. To wypowiedzi z forum miłośników tego zespołu :
Moim zdaniem to jedna z ich najsłabszych płyt. Nie rozumiem, jak po czymś tak wysmakowanym jak "Sticky Fingers" mogli nagrali coś tak chaotycznego, dziwacznego...
Nie rozumiem co tu się dzieje: utwory są wtórne, nieprzemyślane. Nawet po kilkunastu przesłuchaniach trudno zapamiętać jakiś refren. ...
Słuchając tego albumu się męczę ...
Zbyt mocno amerykańska stylistyka, zbyt przesiąknięte to wszystko country jak dla mnie...
No tak.
Ale ja konsekwentnie obstaje przy swoim - to Ich największe osiągnięcie.
PS. A saxofon pasuje tu perfekcyjnie !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:47, 04 Marzec 2010 Temat postu: |
|
Ale mi nie chodzi o to że płyta jest za trudna. Przeciwnie - jest zbyt przystępna. Zbyt biała, a za mało czarna, jeśli wiesz co mam na myśli. A saxofon nie pasuje. Nie znoszę takiego na nim grania. Saxofon powinien brzmieć (i grać) tak.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
thon022
Hipopotam
Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 1064
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:14, 04 Marzec 2010 Temat postu: |
|
Ja nie cham, Coltrane'a znam, mam nawet jego 1 płytę
Ale sax nie tylko do jazzu zarezerwowany - o, choćby Pink Floyd go używali. A na płytach Rolling Stones pojawił się dużo wcześniej, choćby utwór "Live With Me" z"Let It Bleed" . A ogólnie to nie wyobrażam już sobie koncertu Stonesów bez saxu ich wieloletniego kompana, Bobby'ego Keysa A w szorstkie brzmienie "Exile " wpasowuje się ten intrument idealnie!
Bez urazy, ale Twoich krytycznych argumentów w ogóle nie przyjmuję do wiadomości i uznaję za zwykłe marudzenie - może gdyby zagrali 11 minutową suitę na fujarkę i szamański bębenek wzbudziłoby to Twój zachwyt, ale tak - "za przystępnie" ... Veto!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:25, 04 Marzec 2010 Temat postu: |
|
thon022 napisał: | Ale sax nie tylko do jazzu zarezerwowany - o, choćby Pink Floyd go używali. |
No, niestety. Nigdy mi się to nie podobało. Lubię kiedy saksofon piszczy, rzezi, zgrzyta, czyli ogólniej rzecz ujmując napierdala. Nienawidzę takiego pościelowego saxu jaki pojawia się u Floydów. Albo u Stonesów.
thon022 napisał: | może gdyby zagrali 11 minutową suitę na fujarkę i szamański bębenek wzbudziłoby to Twój zachwyt, ale tak - "za przystępnie" |
Jakby nagrali jeden długi 40tominutowy blues, przełamany na dwie części (wymóg winyla) z free jazzowymi aranżacjami i psychodelicznymi klawiszami byłbym zadowolony jeszcze bardziej .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
thon022
Hipopotam
Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 1064
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:28, 05 Marzec 2010 Temat postu: |
|
Coś w ten właśnie deseń zostało w tym roku wydane. Tyle że album nie był firmowany przez "The Rolling Stones" (ale co ciekawe sygnowany ich TM, czyli Czerwonym Jęzorem... ).
Płytę nagrano w składzie:
Mick Jagger – harmonica, vocals
Charlie Watts – drums
Bill Wyman – bass guitar
Nicky Hopkins – keyboards, piano
Ry Cooder – guitar
i zatytułowano "Jamming with Edward!"
Znajdziesz tam właśnie takie, mocno "pojechane", improwizowane bluesy
To nagrania powstałe podczas sesji "Let It Bleed" gdy muzycy czekali na ciągle spóźnionego Richardsa
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez thon022 dnia Pią 18:51, 05 Marzec 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|