Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kapitan Wołowe Serce
Administrator

Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 15:35, 20 Sierpień 2017 Temat postu: |
|
Nie jestem pewien czy umieściłbym Henry Cow w worku z Canterbury. Debiut pewnie tak, ale kolejnych płyt chyba już nie.
A co do samej sceny to powiem Wam, że z czasem przybliżyłem się do tych najbardziej powszechnych opinii o tym, co spod tego szyldu jest super, a co nie super (może i dobre, ale nie jakoś nie wiadomo jak). Super jest Soft Maszyna i Gong, Podwodny Wyatt i miejscami Matching Mole. HatN byłoby superowe, ale śpiewają tam tak, że jednak jest trochę gorzej niźliby być mogło, ale to też top gatunku. Egg ma jedną rewelacyjną płytę, jedną całkiem dobrą i niefajny debiut. Khan to fajna płyta, chętnie czasem posłucham. Caravan też jest naprawdę fajny, jak mam czasami ochotę na soft prog słucham właśnie ich. I całkiem możliwe, że to tyle, albo prawie tyle.
Z pewnością przeceniałem National Health - fajne brzmienie, niezłe impro, ale tematy mieli okropne, jak muzyczki z podrzędnych seriali. Gilgamesh to jest zespół, którego nikt poza ludźmi będącymi w jazz-rockowej manii nie ma po co słuchać. Hillage to wyłącznie debiut i koncerty na których gra głównie materiał z debiutu i kawałki Gong. Moving Gelatine Plates, Cos i tak dalej, w sensie, całe to canterbury z szerokiego świata jest średnio ciekawe i średnio potrzebne. Poza oczywiście jedną sławną płytą Picchio dal Pozzo i pewnie czymś od Supersister choć tu już nie ma musu. Wychodzi na to, że jednak to wszytsko, co jest najbardziej cenione jest w tym nurcie najlepsze. Tak czasem bywa.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kapitan Wołowe Serce dnia Nie 15:37, 20 Sierpień 2017, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Scald11
Nosal

Dołączył: 24 Kwi 2017
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 19:09, 20 Sierpień 2017 Temat postu: |
|
A ja ostatnio nadrobiłem zaległości Gongowe i muszę stwierdzić że jest to muzyka wprost do mojego psychodeliczngeo serca! Taki lepszy technicznie Hawkwind z bardziej pomysłowymi aranżacjami, jednak równie mocno odjechany w kosmos ( i bardziej jazzowy )
Niesamowici są - mam ochotę wskoczyć do latającego czajnika i pofrunąć hen daleko razem z nimi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Scald11 dnia Nie 19:10, 20 Sierpień 2017, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Kapitan Wołowe Serce
Administrator

Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 20:09, 20 Sierpień 2017 Temat postu: |
|
No tak, Gong dużo ciekawszy niż Hawkwind. To w ogóle jeden z bardziej interesujących projektów z kręgów rockowych w ogóle.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Tarkus
Nosal

Dołączył: 17 Sie 2017
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Olkusz Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:06, 20 Sierpień 2017 Temat postu: |
|
Ja bym tych 2 zespołów w żaden sposób nie porównywał, bo grały zupełnie różnie. Łączyła je ze sobą tylko ogólnie pojęta tematyka tekstów. Hawkwind to hard-rock, może nawet wczesny heavy metal? Zresztą wszyscy wiemy, kto tam grał na basie. A Gong grał właśnie jazzrock w bardzo awangardowej formie, z wyraźną domieszką muzyki wodewilowej i jakiej tam jeszcze... No fakt, oba były psychodeliczne, z tym, że psychodelia to (przynajmniej wg Andrzeja Dorobka, jednego z większych ekspertów w tej dziedzinie) nie jakiś "zasadniczy styl", tylko luźna konwencja dająca się realizować w skrajnie odmiennych stylistykach. Tak też ja to widzę, a właściwie słyszę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Tarkus dnia Nie 21:07, 20 Sierpień 2017, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
zuy_pan
Bad Motherfucker

Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 5826
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nie wiem, skąd mam wiedzieć? Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 01:53, 21 Sierpień 2017 Temat postu: |
|
Tylko Gong i Hawkwind zdarza się szufladkować w jednym terminie: space rock, do obu pasuje, tylko w obu przypadkach środki są inne, ale jakby cele/intencje zbliżone. To że Gong jest wśród space rockowych kapel jedynym zespołem z domieszką jazzu, a reszta to takie tam psychodeliczne amatorszczyzny (wczesne UFO, wcześni Floydzi, Hawkwind) odróżnai ich od tych kapel, ale bardziej właśnie na poziomie środków niż ogólnego "klimatu". Da się znaleźć wspólne punkty, a może nawet i płaszczyzny między wszystkimi wymienionymi, przy czym oczywiście jeżeli chodzi o poziom to Gong>>>Pink Floyd>>UFO=Hawkwind
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Tarkus
Nosal

Dołączył: 17 Sie 2017
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Olkusz Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 18:22, 21 Sierpień 2017 Temat postu: |
|
zuy_pan napisał: | Tylko Gong i Hawkwind zdarza się szufladkować w jednym terminie: space rock, do obu pasuje, tylko w obu przypadkach środki są inne, ale jakby cele/intencje zbliżone. |
W samo sedno! Ergo: space-rock nie jest jakimś "zasadniczym stylem" w muzyce (podobnie jak psychodelia, tylko jeszcze mniej). Tak naprawdę, artystycznie rzecz biorąc - oprócz tekstów, okładek płyt i całego szeroko pojętego image'u - space-rock to w zasadzie dowolny rock w "kosmicznym" sztafażu dźwiękowym. Kwalifikowałby się tu więc zarówno Gong, jak Hawkwind (wraz z solowymi nagraniami Calverta), UFO, wczesny Pink Floyd (choć nie zawsze!), Pretty Things z płyty "SF Sorrow, ale też niektóre nagrania Black Sabbath, a nawet Davida Bowiego, że już nie wspomnę o BJH. Mielibyśmy więc rock "od Sasa do Lasa", mający jedynie wspólny cel: muzyczne (a może nawet szerzej: dźwiękowe) wyprawy w kosmos, z tym, że "outer space" jest faktycznie metaforą "inner space". Byłby to więc nie tyle gatunek czy styl, ile rodzaj ponadstylowej "subkultury" muzyków. Zgodzisz się z taką próbą definicji?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Tarkus dnia Pon 18:26, 21 Sierpień 2017, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Kapitan Wołowe Serce
Administrator

Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 19:37, 21 Sierpień 2017 Temat postu: |
|
No niby tak, ale kurde nie do końca.
Brzmienie to nie jest jakiś dodatek do utworu. To bardzo ważny element muzyki, taki sam, powiedzmy, jej wymiar jak rytm, czy melodyka. Skoro brzmieniowo te wszystkie kosmiczne kapele są podobne - bo są podobne - no to jednak coś bardzo ważnego je łączy. Możemy sobie to nazwać "podgatunkiem", możemy też powiedzieć, że to taka "estetyka", ale tak czy inaczej ten worek z napisem "rock kosmiczny" nie jest przypadkowy, skoro brzmienie jest podobne, no!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Tarkus
Nosal

Dołączył: 17 Sie 2017
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Olkusz Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 20:35, 21 Sierpień 2017 Temat postu: |
|
Ależ ja się z tym zgadzam w całej rozciągłości. Brzmienie jest ważnym elementem muzyki, z tym, że raczej nie prymarnym, gdy idzie o określanie przynależności stylistycznej. Tym bardziej, że podobieństwa brzmieniowe między Gong a Hawkwind dotyczą raczej efektów dźwiękowych, czy miksu, niż podstawowych brzmień instrumentów i wokalu, bo te są zupełnie różne. Owszem, istnieje - powiedzmy - szeroko pojęta konwencja, którą nazywamy space-rockiem, ale jest ona na tyle ogólna i obejmuje zespoły tak różne stylistycznie, że nie sposób porównywać ich wartościująco - i tylko o to mi chodzi. Podobnie, jak trudno byłoby porównywać wartościująco np. It's A Beautiful Day z np. Jimi Hendrix Experience, choć oba zespoły mieszczą się w konwencji rocka psychodelicznego. Albo (pardon!) zastanawiać się, czy lepszym filmem jest "Alphaville", czy "Blade Runner" - na tej tylko podstawie, że oba formalnie mieszczą się w konwencji kina SF. To jest po prostu zbyt różne od siebie. Trudno to zestawić ze sobą tak, jak np. można zestawić Sex Pistols i The Clash, albo Iron Maiden i Def Leppard.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Tarkus dnia Pon 20:49, 21 Sierpień 2017, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
StrawFootPL
Nosal

Dołączył: 18 Wrz 2017
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 10:19, 20 Wrzesień 2017 Temat postu: |
|
Jedna grupa sprawia mi zagwozdkę. Przeczytałem cały temat i znalazłem tej nazwy, co o czymś świadczy, niemniej jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że album "Happy The Man - Crafty Hands" (78, US) wpasowuje się w ten nurt. Nie znam innych dokonań tej formacji, album wydaje się być jednak bardzo przystępny do słuchania od początku, ogólnie lekki, jednak gdzieś z tyłu głowy pojawiają się silne skojarzenia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
b-side
Wafel

Dołączył: 29 Mar 2015
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Planeta Melmaq Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 14:58, 25 Wrzesień 2017 Temat postu: |
|
Słuchałem dziś sobie znów debiutu Matching Mole.
Jak pierwszy raz mi to polecili, mówiąc że to Soft Machine, to mi całkiem nie weszło. Potem, jak odkryłem, że to taki surowy kanterberyjski jazz-rock, to stwierdziłem, że arcydzieło.
Teraz się ponownie zadumałem - te partie Wytta są mistrzowkie, ale jak zaczynają jamować, to już jest różnie. Takie klasyczne "próbujemy impro, może nam wyjdzie". No i raz wychodzi zajebiście, a raz jest kanciasto w stronę amatorską. Najgorszy jest ten gitarzysta, który momentami totalnie sobie nie radzi.
Posłuchałem też bonusów z zacnego wydania 2CD i tam też momentami bieda. Jest świetna próba zagrania "Memories" z wczesnego repertuaru Soft Maszyny (jako "Memories Membrane") i się zaczyna fajne, ale potem ten gitarowy kolo psuje cały drive :/.
Ale na dwójce już im bardziej równo idzie w tych nierównościach.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|