Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 12:43, 21 Marzec 2009 Temat postu: Caravan |
|
Nie jestem fanem tego zespołu, nie do końca rozumiem skąd wzięła aż tak wielka popularność Caravan. Pomimo tego zakładam ten wątek, bo brak tej legendy na forum nie jest raczej powodem do dumy. Tak więc zespół Caravan założyli w 1968 roku David Sinclair, Richard Sinclair, Pye Hastings i Richard Coughlan. Muzycy dość znani, przynajmniej tym którzy o brytyjskim rocku mają jako takie pojęcie. Caravan to jedna z ikon Sceny Canterbury. Ich muzyka była dość komercyjna (w każdym razie jak na Canterbury) i sądzę że właśnie to jest powodem ich sławy. Sama muzyka oczywiście nie jest zła, ale było bardzo wiele zespołów grających na podobnym poziomie o których dzisiaj nikt nie słyszał. No cóż, w muzyce też potrzebne jest trochę szczęścia. U Caravan główna rolę grają klawisze (Dave Sinclair) o wspaniałym, typowym dla Canterbury brzmieniu. Muzyka to taki "ładny art rock", mocniejsze progresywne akcenty zdarzają się stosunkowo rzadko, jest za to nieco białego bluesa i szczypta jazzu. Aranżacje są znakomite, z kompozycjami IMO było już nieco gorzej (myślę że mało kto zgodziłby się z tą opinią ). Najsłynniejsze albumy Caravan to:
- Debiut (Caravan - Caravan) z 1968 roku, który stylistycznie odbiega od tego co zespół tworzył później, jest to w zasadzie rock psychodeliczny. Mój ulubiony album zespołu.
- If I Could Do It All Over Again, I'd Do It All Over You (1970) - legendarny album (nie bardzo rozumiem dlaczego), jeden z tych które wypada choćby raz w życiu usłyszeć.
- In the Land of Grey and Pink (1971) - najsłynniejsza ich płyta i w ogóle jeden z najważniejszych krążków lat 70tych. To jest taki stuprocentowy Caravan, ale przyznam że jest na tyle dobry iż z przyjemnością (choć bez zachwytu) tego słucham.
- For Girls Who Grow Plump in the Night (1973) - przyjemna płytka, podobnie jak trzy powyższe powszechnie uznawana za arcydzieło.
Zespół Caravan wypada znać, chociaż nie każdemu musi się to podobać. Jak ktoś lubi łagodną i w miarę łatwą w odbiorze muzykę to powinien znaleźć w twórczości tego zespołu coś dla siebie.
PS: Polecajek nie będzie bo nie czuję się na siłach polecać komuś muzykę kapeli która mnie samego na kolana nie rzuca. Skoro nie wiem co ludzi tak kręci w tej muzyce to skąd mogę wiedzieć który kawałek wybrać? Tak więc jeżeli jeszcze nie znacie Caravan poszukajcie sobie sami, a najlepiej poświęćcie chwilę czasu (w dobie internetu jest to chwila naprawdę niedługa) na zdobycie któregoś z czterech wymienionych przeze mnie albumów.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kapitan Wołowe Serce dnia Sob 15:49, 21 Marzec 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Carpetcrawler
Brodacz
Dołączył: 16 Maj 2011
Posty: 2249
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Litwini wracali? Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:59, 03 Luty 2012 Temat postu: |
|
Och wstyd, że nikt tu nie zajrzał. Ostatnimi czasy zachwycam się In the land, może i słodkie i cukierkowe, ale znakomite! Wydaje mi się, że to taki album, który Andy Latimer by chciał nagrać, ale nigdy mu nie starczyło umiejętności. Naprawdę świetna rzecz, zielony z kolei mnie nudzi, chociaż w sumie nie wiem dlaczego. Niby kompozycje dobre, ale jakieś takie nijakie i miałkie. Jedyną piosenką wartą uwagi jest Can't be long now, świetna rzecz! Podoba mi się również debiut, lekko psychodeliczne dobre granie, jednak moim faworytem pozostanie In the land
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
gery
Dżonson
Dołączył: 17 Paź 2011
Posty: 895
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 22:15, 03 Luty 2012 Temat postu: |
|
Zespol gral troche za grzecznie jak dla mnie. Lubie 3 albumy: In The Land, If I Could Do it i debiut
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
John Cipolina
Hipopotam
Dołączył: 21 Maj 2012
Posty: 1066
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: bywam w Krakowie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 13:10, 01 Kwiecień 2013 Temat postu: |
|
Do moich ulubionych albumów z "letkiego proga" zaliczam również "In The Land of Grey and Pink". Dla mnie najmocniejszą częścią albumu są krótsze utwory (Winter Wine rządzi), dopracowane aranżacyjnie, natomiast "Nine Feet Underground" ma brzmienie dużo bardziej monotonne, motywy motywami, ale napchane jest tam trochę solówek rock-jazzowych, które nikogo poważnego chyba nie porywają. ; ) Dlatego w trakcie tego utworu zaczynam się trochę niecierpliwić. Wolałbym, żeby Winter Wine był bardziej rozwinięty - zwłaszcza folkowy wstęp, gdyż jest genialny.
Zielonego albumu coś tam próbowałem słuchać, ale nie robi takiego wrażenia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vilverin
Brodacz
Dołączył: 02 Kwi 2013
Posty: 2430
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wielkie Księstwo Krakowskie/Królestwo Galicji i Lodomerii. Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 18:02, 02 Kwiecień 2013 Temat postu: |
|
Myślę że warto wspomnieć o debiucie. Pierwsza płyta Caravan nosząca nazwę (zaskakującą ) "Caravan" pokazuje zespół już ukształtowany. Mimo że debiut poniósł komercyjną porażkę to znajdzie się kilka osób, które stwierdzą jego wyższość np. nad Waterloo Lily.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:04, 02 Kwiecień 2013 Temat postu: |
|
Vilverin napisał: | Mimo że debiut poniósł komercyjną porażkę to znajdzie się kilka osób, które stwierdzą jego wyższość np. nad Waterloo Lily. |
Nad Różową i Zieloną, a co to dopiero nad przeciętną Waterloo Lily
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vilverin
Brodacz
Dołączył: 02 Kwi 2013
Posty: 2430
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wielkie Księstwo Krakowskie/Królestwo Galicji i Lodomerii. Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:42, 04 Kwiecień 2013 Temat postu: |
|
No, aż tak daleko bym się nie posunął Do tych albumów debiutowi trochę (niedużo, ale jednak) brakuje
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vilverin dnia Czw 19:43, 04 Kwiecień 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
stary znajomy
Wafel
Dołączył: 06 Cze 2013
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Neostrada Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 03:40, 09 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
Cóż, niewiele tu się dzieje. Ja tam Caravan uwielbiam. Owszem, bardzo delikatna, często cukierkowa muzyka - ale w dużym stopniu właśnie w tym tkwi jej oryginalność. Trochę mało jest czegoś takiego w muzyce rockowej. Niezwykle pogodna, sielankowa, magiczna aura roztacza się wokół głośników, gdy włączam takie np. If I Could Do It All Over Again (mój zdecydowanie ulubiony album Caravanu). Jak zamknę oczy, to czuję się jakbym leżał gdzieś w obłokach. Mało jest takich rzeczy w rockowej muzyce. Trochę jest, ale mało.
Trochę bardziej Caravani dają czadu na For Girls Who Grow Plump in the Night, choć i tutaj są te rozkoszne kawałki, które z powodzeniem mogłyby być stosowane jako substytut ziół uspokajających.
Może lekko zbluźnię, ale najmniej podchodzi mi In the Land of Grey and Pink. Mam tu podobne odczucia, co Menelkir - "Nine feet underground" przeciągnięty trochę na siłę. A przecież to niby trzon płyty, jej główny atut. Mnie nudzi, nie znajduję tam szczególnie interesujących rzeczy.
Waterloo Lily, moim zdaniem, wcale nie słabe. O ile "For Girls Who Grow Plump in the Night" to jazz-rock nieco bardziej przesunięty w stronę rocka, o tyle w "Waterloo Lily" wyczuwam troszkę więcej jazzu. Oczywiście takiego lekkiego i łatwego, próżno tu szukać wyżyn jazzowego artyzmu. Caravan to zespół z pewnością dużo bardziej komercyjny niż większość sceny Canterbury, ale pomimo pewnej dawki komercji, muzycy potrafili zachować oryginalność i stworzyć sporo naprawdę interesujących motywów.
Chyba pierwszym kawałkiem Caravanu, który mnie prawdziwie zaczarował, to "Hello hello". Spora w tym zasługa tego niepowtarzalnie eleganckiego, dżentelmeńskiego wręcz głosu Richarda Sinclaira. Więcej tego głosu można posłuchać w twórczości mniej znanego zespołu, Hatfield and the North.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 15:31, 09 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
Dość fajne jest jeszcze Caravan & The New Symphonia. Przyjemne połączenie karawanowego proga i jakichś farmerskich klimatów. W zasadzie ciężko powiedzieć co konkretnie jest w tym fajnego, ale brzmi to przyjemnie.
A Hatfield and the North to świetny zespół, jak dla mnie lepszy niż Caravan.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
stary znajomy
Wafel
Dołączył: 06 Cze 2013
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Neostrada Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 18:03, 09 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
Hatfield ma troszkę mało materiału. W latach '70 jedynie dwie płyty. Na pewno mniej komercyjne niż twórczość Caravanu, ale to jeszcze nie decyduje o jego wyższości - mogą być rzeczy nieco komercyjne i dobre, a mogą być też rzeczy zupełnie niekomercyjne, ale bardzo słabe. Ja jednak wolę Caravan. Może właśnie dlatego, że ma więcej materiału - dzięki temu jest on bogatszy, bardziej różnorodny i zespół trochę większe wrażenie na mnie zrobił. Niemniej, Hatfielda również słucha się bardzo miło, aczkolwiek szczerze mówiąc, nie pamiętam w tej chwili szczególnie dobrze poszczególnych kawałków, oprócz dość przebojowego i melodyjnego otwieracza albumu The Rotters' Club - Share it.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez stary znajomy dnia Nie 18:06, 09 Czerwiec 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 19:16, 09 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
stary znajomy napisał: | Hatfield ma troszkę mało materiału. W latach '70 jedynie dwie płyty. |
Joy Division też ma tylko dwie płyty a jest jednym z najważniejszych zespołów swoich czasów.
Caravan jest bardziej znane od HatN wyłącznie dlatego, że jest bardziej przystępne. Poza tym Caravan takich naprawdę legendarnych albumów ma dokładnie tyle samo - 2. Poza Zieloną i Rózową jest oczywiście jeszcze Debiut, jest For Girls, dla fanów i szperaczy znajdą się też Waterloo Lily i New Symphonia, ale prawda jest taka, że większość osób (które w ogóle znają taką muzykę) zna tyle samo płyt Caravanu co Hatfield and the North.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Filas
Moderator
Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3117
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Etceteragrad Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 19:27, 09 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
A ja jeszcze nie znam Caravana, bo w sumie nie wiem czy warto.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mahavishnuu
Dżonson
Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 60 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 23:15, 09 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
Caravan nagrał dwa bardzo dobre albumy. Wiadomo jakie. Choć faktycznie są one nierówne. Na „zielonym” jest przede wszystkim "Can't Be Long Now / Françoise / For Richard / Warlock", moim zdaniem, to ich najlepszy utwór w karierze. To w nim najbardziej zbliżyli się do klasycznego canterberyjskiego grania – zarówno stylistycznie jak i brzmieniowo. Najbardziej podoba mi się jednak „różowy”. Nie ma na nim takiego kilera, jak wspomniany powyżej utwór z „zielonego”, jednak wydaje mi się on bardziej wyrównany. Choć i na nim nie brakuje „sęków”. Zawsze nieco irytował mnie "Love to Love You (And Tonight Pigs Will Fly)". W gruncie rzeczy bardzo banalny utworek, jednak bardzo typowy dla Hastingsa.
No właśnie, wspomniany Pye Hastings jest dla mnie największym problemem tego zespołu. To on głównie ciągnął Caravan w stronę bardziej pospolitej muzyki, kojarzącej się z komercją. Do nagrania trzeciej płyty bardzo silną pozycję miał David Sinclair, który wraz ze swoim kuzynem Richardem ciągnął grupę w rejony nieco ambitniejsze. Hastingsa i perkusistę Coughlana takie klimaty specjalnie nie interesowały. Chcieli oni łączyć elementy pop-rocka z tradycyjnym art-rockiem. Po tym jak David Sinclair odszedł do Matching Mole wyraźnie górę zaczęła brać „frakcja” Hastingsa, stąd odejście Richarda Sinclaira po nagraniu „Waterloo Lilly”. David wprawdzie wrócił w 1973 roku na pewien czas, jednak od tej pory jego pozycja w grupie była o wiele słabsza. Kwestia ambicji to jedno, natomiast warto wspomnieć jeszcze o innej sprawie. Pye Hastings był bardzo przeciętnym wokalistą, jego sztuka gitarowa także nie była specjalnie imponująca. Richard Coughlan także nie był specjalnie finezyjnym drummerem. Zawsze dziwiło mnie to, dlaczego obowiązków wokalisty nie pełnił Richard Sinclair, obdarzony naprawdę ciekawym głosem, potrafiący ponadto bardzo umiejętnie z niego korzystać. Wprawdzie można usłyszeć go na pierwszych czterech krążkach, jednak głównym wokalistą był Hastings. Richard udowodnił w Hatfield and the North, że jest nie tylko dobrym basistą, ale także bardzo charakterystycznym wokalistą. Jego interpretacje wokalne w Hatfield and the North są bardziej dojrzałe, słychać, że znacznie poszerzył on swój wachlarz środków wyrazu i ekspresji. W takim „Didn’t matter anyway” jest po prostu kapitalny.
Mając do wyboru: Caravan i Hatfield and the North, zdecydowanie wybieram Hatfield. To muzyka bardziej wyrafinowana, wysublimowana i szlachetniejsza niż Caravan. Hatfield, jeśli chodzi o poziom wykonawczy był bardziej kompetentny. Tworzyli go wyborni instrumentaliści, bardzo wszechstronni, otwarci na eksperymenty. Nie było w nim żadnego słabego punktu. Istotne było także to, że zdawały się przyświecać im podobne cele i ambicje muzyczne. Dzięki temu ich muzyka była bardziej spójna. Nie było w niej tych zgniłych kompromisów, które słychać praktycznie na każdym albumie Caravan. „Rotter’s club” to prawdziwa perła sceny canterberyjskiej. To zdecydowanie zbyt mało doceniany album w szerszych kręgach ludzi słuchających rocka z lat 70-tych.
Caravan od połowy lat 70-tych zaczął nagrywać coraz bardziej marne albumy. O ile „Cunning stunts” i „Blind dog at St. Dustans” są jeszcze do zdzierżenia, momentami mogą się nawet podobać. Natomiast takie krążki, jak „Better by far”, „Cool water”, „The album” czy też „The battle of Hastings” pozostawiają tylko uczycie srogiego zawodu. Są to na pewno płyty, do których nie będę już wracał. Szkoda na nie czasu. Natomiast te z lat 1970-1973 słucham zawsze z przyjemnością.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 23:43, 09 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
mahavishnuu napisał: |
Caravan od połowy lat 70-tych zaczął nagrywać coraz bardziej marne albumy. O ile „Cunning stunts” i „Blind dog at St. Dustans” są jeszcze do zdzierżenia, momentami mogą się nawet podobać. Natomiast takie krążki, jak „Better by far”, „Cool water”, „The album” czy też „The battle of Hastings” pozostawiają tylko uczycie srogiego zawodu. Są to na pewno płyty, do których nie będę już wracał. Szkoda na nie czasu. Natomiast te z lat 1970-1973 słucham zawsze z przyjemnością. |
No właśnie. Sam poznawanie Caravan zakończyłem chyba definitywnie na 'Blind Dog at St. Dunstans', która podobnie jak jej poprzedniczka - Cunning Stunts - zawiera muzykę właściwie na jedno przesłuchanie. Bez wielkiej nudy, ale w sumie nic do czego warto wracać.
Rozumiem, że w jakimś tam stopniu wynika to z braku Sinclairów w składzie (poza, zdaje się epizodycznym powrotem), ale z drugiej strony niemal wszystkie klasyczne kapele rockowe od połowy lat 70' zwijały interes, a w latach 80' były nieraz w dramatycznie złej formie. Trudno więc czynić Caravanowi jakieś szczególne zarzuty z tego powodu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kapitan Wołowe Serce dnia Nie 23:44, 09 Czerwiec 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
stary znajomy
Wafel
Dołączył: 06 Cze 2013
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Neostrada Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 16:38, 10 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
Kapitan Wołowe Serce napisał: | Caravan jest bardziej znane od HatN wyłącznie dlatego, że jest bardziej przystępne. Poza tym Caravan takich naprawdę legendarnych albumów ma dokładnie tyle samo - 2. |
Z tym się zgadzam, ale mnie średnio interesuje, kto ile zna albumów Caravanu, a ile Hatfielda. Ja osobiście znam kilka płyt Caravanu (w tę późniejszą twórczość nie wnikam, bo nie spodziewam się niczego wielkiego), z czego cztery naprawdę bardzo lubię. Są to albumy zróżnicowane stylistycznie, zapadające w pamięć, chwytliwe melodie przeplatają się z interesującymi fragmentami instrumentalnymi, mamy zapobiegające monotonii zmiany nastrojów i tempa - jest to muzyka dość bogata. For Girls Who Grow Plump oraz Caravan nie są dla mnie nic nieznaczącymi epizodami - dla mnie pełnią swoją istotną rolę w dorobku zespołu.
Hatfield ma tylko dwie płyty, których wprawdzie słucha mi się przyjemnie, ale choć słyszałem je niejeden raz, wciąż nie zapadają mi porządnie w pamięć. Teraz zapuściłem sobie The Rotters' Club. Gdy słucham, to wszystko mi się momentalnie przypomina i rzeczywiście jest świetne, ale też nie widzę tu wielkich nowości w stosunku do tego, co kilka lat wcześniej nagrywały nieco starsze zespoły, takie jak Soft Machine i Caravan. Jak dla mnie, Hatfield and the North trochę łączy dokonania tych dwóch zespołów, znacznie więcej jednak czerpiąc z Caravanu. Styl jest w dużej mierze podobny, wzbogacony jednak o drobne eksperymenty, przywodzące mi na myśl niektóre lżejsze pomysły Soft Machine.
Przyznam, słucha mi się tego fantastycznie. Ale zadaję sobie pytanie: czy w tamtym czasie (1974-1975) Hatfield wniósł rzeczywiście do muzyki coś nowego? Caravan, nagrywając If I Could Do It, kładł fundamenty pod tę przystępniejszą odsłonę sceny Canterbury, a muzyka Hatfieldów jest dla mnie tylko przedłużeniem tej koncepcji, z pewnymi modyfikacjami. Choć sama w sobie, muzyka ta jest piękna.
mahavishnuu napisał: | Zawsze dziwiło mnie to, dlaczego obowiązków wokalisty nie pełnił Richard Sinclair, obdarzony naprawdę ciekawym głosem, potrafiący ponadto bardzo umiejętnie z niego korzystać. |
Widocznie głos Pye'a Hastingsa lepiej pasował do tej "cukierkowej" wizji muzycznej zespołu. Muszę przyznać, że pasuje tam świetnie, choć oczywiście ubóstwiam momenty, w których wokalnie udziela się Sinclair. I niewątpliwie jako wokalistę cenię go znacznie wyżej niż Hastingsa. Niemniej, Hastings z tym swoim cienkim, wysokim, delikatnym głosem doskonale pasował do dużej części muzyki Caravanu. Mnie osobiście to cieszy, że żaden z nich nie miał wyłączności na śpiew w twórczości Caravan - jest to kolejny czynnik wpływający na różnorodność ich muzyki.
mahavishnuu napisał: | Richard udowodnił w Hatfield and the North, że jest nie tylko dobrym basistą, ale także bardzo charakterystycznym wokalistą. |
Ma niezwykły, czarodziejski głos i perfekcyjnie, bezbłędnie się nim posługuje. Słucham teraz The Rotters' Club i rzeczywiście jestem pod wielkim wrażeniem. Szczerze mówiąc, dawno tego nie słuchałem i pamiętałem ten album jako nieco słabszy, niż teraz go słyszę. Może też chodzić o to, że od dłuższego czasu nie słuchałem nic ze sceny Canterbury i stąd ten mój dzisiejszy entuzjazm przy słuchanie Hatfield and the North. Niemniej, rewelacja.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 17:09, 10 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
stary znajomy napisał: | zadaję sobie pytanie: czy w tamtym czasie (1974-1975) Hatfield wniósł rzeczywiście do muzyki coś nowego? Caravan, nagrywając If I Could Do It, kładł fundamenty pod tę przystępniejszą odsłonę sceny Canterbury, a muzyka Hatfieldów jest dla mnie tylko przedłużeniem tej koncepcji, z pewnymi modyfikacjami. Choć sama w sobie, muzyka ta jest piękna.
|
HsnN ciągnęli to, co sami wymyślili, tylko, że pod innymi szyldami. I właśnie ten fakt, to, że Hatfield and the North tworzyli muzycy Caravan, Gong, Egg, Matching Mole sprawia, że zarzucanie im wtórności jest błędne. Grupa dojrzałych muzyków rozwija własny styl. Trudno od nich wymagać czegoś równie nowego jak oni sami kilka lat wcześniej. Równie dobrze mógłbyś powiedzieć, że np. Valentyne Suite nic takiego nie wnosi do muzyki, bo podąża tropem Those Who Are About to Die Salute You. Bez sensu.
Hatfieldowie byli jednym z ciekawszych zespołów jazz-rockowych swoich czasów. A biorąc pod uwagę, że nikogo nie kopiowali (po prostu każdy z muzyków grał po swojemu) możemy powiedzieć również, że byli w tym nurcie jednymi z bardziej oryginalnych.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
stary znajomy
Wafel
Dołączył: 06 Cze 2013
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Neostrada Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 17:57, 10 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
Przyznaję się do błędu - trochę nieprawidłowo rozumuję, kierując się szyldami zamiast nazwiskami. To fakt, że Caravana i Hatfielda stanowili w pewnej mierze ci sami ludzie. Niemniej, nie zmienia to istoty moich tez - albumy Caravanu były dla mnie nieco bardziej oryginalne i zaskakujące, niż albumy Hatfield and the North. Owszem, ciężko by było od Hatfieldów wymagać, by ponownie wpadli na coś równie świeżego i przełomowego jak to, na co sami wpadli wcześniej, ale nie mogę też tego aspektu zupełnie pomijać - muzyczna koncepcja Hatfieldów była w wysokim stopniu przedłużeniem koncepcji caravanowej i siłą rzeczy te wcześniejsze albumy (nagrane przez Caravan) cenię trochę wyżej niż te późniejsze (nagrane przez Hatfield). Owszem, albumy Hatfielda są wspaniałe i piękne, ale wzorzec i fundamenty tej estetyki znajdują się na płytach, które powstały przed narodzinami marki "Hatfield and the North" - głównie na płytach Caravanu. Więc jeśli mam już porównywać Caravan i Hatfield and the North jako dwie różne marki, to stawiam na Caravana.
Na podobnej zasadzie wyżej cenię "Three Friends" Giantów niż "Free Hand" tego samego zespołu. "Three Friends" to wciąż początki budowania całej dżajantowej estetyki, a "Free Hand" to dla mnie "tylko" kolejny dobry album w całkowicie już ukształtowanym stylu Gentle Giant. Gdyby "Free Hand" zostało wydane pod innym szyldem, np. "Freaky Giant", to zespół Gentle Giant ceniłbym wyżej niż zespół Freaky Giant.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mahavishnuu
Dżonson
Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 60 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 19:53, 10 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
stary znajomy napisał: | Owszem, ciężko by było od Hatfieldów wymagać, by ponownie wpadli na coś równie świeżego i przełomowego jak to, na co sami wpadli wcześniej, ale nie mogę też tego aspektu zupełnie pomijać - muzyczna koncepcja Hatfieldów była w wysokim stopniu przedłużeniem koncepcji caravanowej i siłą rzeczy te wcześniejsze albumy (nagrane przez Caravan) cenię trochę wyżej niż te późniejsze (nagrane przez Hatfield). Owszem, albumy Hatfielda są wspaniałe i piękne, ale wzorzec i fundamenty tej estetyki znajdują się na płytach, które powstały przed narodzinami marki "Hatfield and the North" - głównie na płytach Caravanu. Więc jeśli mam już porównywać Caravan i Hatfield and the North jako dwie różne marki, to stawiam na Caravana.
|
Z tak postawioną tezą trudno byłoby mi się zgodzić. Pamiętaj o tym, że gdy powstawał Hatfield and the North w jego składzie znajdował się tylko jeden muzyk wywodzący się z Caravan – Richard Sinclair. W gruncie rzeczy ta grupa powstała w dużym stopniu na gruzach Delivery. Wszyscy artyści z HatN występowali wcześniej, krócej lub dłużej, właśnie w tej formacji. Jednak artyści bynajmniej nie zamierzali kontynuować grania w stylu tego zespołu. Koledzy Richarda Sinclaira mieli bogatą przeszłość muzyczną, grali w ważnych zespołach, były to silne osobowości. Ich macierzyste formacje preferowały inną muzykę niż Caravan i nie zamierzali oni podążać właśnie tym tropem. Skojarzenia z Caravan są związane przede wszystkim z Richardem Sinclairem i całą tą canterberyjską otoczką. Klawiszowiec Hatfield, Dave Stewart może także nieco kojarzyć się z Davidem Sinclairem (stylistyczne i brzmieniowe pokrewieństwa są zauważalne, jednak nie wyciągałbym z tego daleko posuniętych wniosków). Muzyka Hatfield and the North była więc raczej sumą doświadczeń wywiedzionych z szerokiego spektrum sceny Canterbury (Matching Mole, Delivery, Egg, Gong i wreszcie Caravan), w której obracali się ci muzycy.
Hatfield and the North miał jednak nieco inne oblicze stylistyczne niż Caravan:
- muzyka Hatfield była bardziej złożona w warstwie harmonicznej i rytmicznej, miała bardziej zawiłe tekstury, grawitowała wyraźnie w stronę jazz-rocka, podczas, gdy Caravan był typowym bandem progresywnym
- operowała często bardziej nowoczesnym językiem (głównie za sprawą Dave’a Stewarta i Phila Millera, zafascynowanych jazzem nowoczesnym i awangardą)
- Hatfield był znacznie bardziej ujazzowiony niż Caravan, w wypadku grupy Hastingsa jazzowe pierwiastki były ledwie ozdobnikiem lub sporadycznym nawiązaniem, było tylko kilka wyjątków od tej reguły (jazz-rockowe fragmenty w „For Richard” czy też echa free jazzu w „Nothing at All / It's Coming Soon / Nothing at All (Reprise)"
- muzyka Hatfield była w większym stopniu niż Caravan oparta na improwizacji, choć nie można jej także odmówić kunsztownych aranżacji w wielu fragmentach
- pod względem formalnym także występują niemałe różnice – wyraźnie odmienna narracja kompozycji, u Hatfield znacznie bardziej postrzępiona i dygresyjna, stąd pewne problemy z łatwym ogarnięciem „architektury formalnej” ich płyt, utwory często łączone są w cykle, nie oparte na formie piosenkowej. To właśnie dlatego, moim zdaniem, pisałeś o tym, że trudno Ci zapamiętać dobrze ich płyty. W przypadku Caravan pod względem formalnym widać raczej podobieństwa z klasycznym art-rockiem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kobaian
Brodacz
Dołączył: 04 Cze 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 23:42, 10 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
stary znajomy napisał: | Na podobnej zasadzie wyżej cenię "Three Friends" Giantów niż "Free Hand" tego samego zespołu. |
A ja mam odwrotnie. Three Friends to dla mnie najnudniejsza płyta Gigantów z ich złotego okresu, a Free Hand - jedna z moich ulubionych.
Podobnie mam z oceną HaTN i Caravan. Caravan jest zwyczajnie nudny jak flaki z olejem. Oczywiście, wiadomo, że lepsze to niż Epica, czy Kevin Ayers solo, ale chyba nie aż tak wiele więcej. A HaTN, to kawał w miarę lekkiej ale zarazem finezyjnej muzyki.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kobaian dnia Pon 23:57, 10 Czerwiec 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
stary znajomy
Wafel
Dołączył: 06 Cze 2013
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Neostrada Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 02:01, 11 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
Mahavishnuu - no niestety, z tak profesjonalną opinią nie jestem już w stanie dyskutować Za słaby w temacie jestem, by rozkładać muzykę Caravana i Hatfielda na czynniki pierwsze. Niemniej, dzięki za ten mały wykład - bardzo dużo tu wnosisz w warstwie merytorycznej Osobiście oceniam podobieństwa i różnice dość intuicyjnie i na ucho, w absolutnie laicki sposób, stąd mogę mieć często błędny osąd muzycznej rzeczywistości. Z mojego amatorskiego punktu widzenia muzyka Hatfieldów przypominała styl Caravanu, tyle że Hatfieldzi trochę ją skomplikowali i zrezygnowali z przebojowości. Niemniej, u Hatfieldów czuję tę samą lekkość, pogodność i zwiewność, co u Caravanów - na pewno bliżej Hatfieldowi do Caravan, niż do Gong albo Henry Cow. Jako laik, dostrzegam tylko te powierzchowne podobieństwa i różnice. Jednakowoż nie pierwszy już raz jestem pełen uznania dla Twojej wiedzy muzycznej i kultury dyskusji
kobaian napisał: | A ja mam odwrotnie. Three Friends to dla mnie najnudniejsza płyta Gigantów z ich złotego okresu, a Free Hand - jedna z moich ulubionych. |
"School days" to pierwszy utwór Giantów, który mnie zachwycił i rzucił na kolana. Do dziś jest jednym z moich ulubionych dzieł Gentle Giant. Niemniej, ogólnie cała płyta ma dla mnie wspaniały klimat, acz rzeczywiście jest nieco prostsza i lżejsza zarówno od poprzedniczki, jak i od następniczki. Osobiście jednak lubię, gdy przewrotne, niekonwencjonalne utwory przeplatają się z chwytliwymi kawałkami o charakterze przeboju, jak np. "Working all day"
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez stary znajomy dnia Wto 02:03, 11 Czerwiec 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|