Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
eddie
Wafel

Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 09:31, 18 Wrzesień 2010 Temat postu: Lucifer's Friend |
|
Nie widziałem tematu o Lucifer's Friend na forum więc zakładam
Lucifer's Friend - niemiecki zespół powstały w 1970 roku, grający rocka z wyraźnymi wpływami jazzowymi i muzyki pop. Mimo tego, że Lucifer's Friend powstał w Niemczech oraz grał progresywnie nie można ich zaliczyć do nurtu krautrock, który był bardziej zorientowany na brzmienia elektroniczne.
Urodzony w Wielkiej Brytanii John Lawton przed Lucifer's Friend był wokalistą grupy Stonewall, natomiast Peter Hecht, Dieter Horns, Peter Hesslein oraz Joachim Reitenbach byli członkami zespołu German Bonds. Tych pięciu muzyków spotkało się w roku 1970, aby nagrać album jako zespół Asterix. Niedługo potem zdecydowali się na zmianę nazwy na Lucifer's Friend. Obok Lucifer's Friend powstał projekt poboczny muzyków zespołu - Pink Mice. Członkami Pink Mice byli wszyscy muzycy Lucifer's Friend oprócz Petera Lawtona.
Pierwsze albumy wydawane były w Europie pod szyldem Vertigo Records natomiast w Stanach Zjednoczonych wydawały je małe wytwórnie (Billingsgate, Janus, Passport), często rok lub wiecej po pojawieniu się ich w Europie.
Pomimo tego, że zespół był dosyć znany oraz miał całkiem sporo oddanych fanów, albumy Lucifer's Friend było trudno zdobyć, co przyczyniło się do tego, że sukces artystyczny nie przełożył się na sukces komercyjny.
Pod koniec lat 70-tych zespół podpisał kontrakt z Elektra Records i pod szyldem tej wytwórni wydał trzy albumy zorientowane bardziej na komercyjne, popowe brzmienie. Taka zmiana stylu miała na celu zaistnienie komercyjne zespołu co jednak zaskutkowało zupełnie czymś odwrotnym - zainteresowanie zespołem zmalało. Paradoksalnie te albumy odniosły mniejszy sukces niż pierwsze wydawnictwa zespołu.
Lucifer's Friend znany był z częstych zmian w swoim stylu muzycznym.
Skład:
John Lawton - wokal
Peter Hesslein - gitara elektryczna
Dieter Horns - gitara basowa
Herbert Bornholdt - perkusja
Byli członkowie zespołu:
Mike Starrs - wokal
Peter Hecht - instrumenty klawiszowe
Andrew Askew - instrumenty klawiszowe
Joachim Reitenbach - perkusja
Dyskografia:
01. Asterix (1970)
02. Lucifer's Friend (1970)
03. Where Groupies Killed The Blues (1972)
04. I'm Just A Rock'n'Roll Singer (1973)
05. Banquet (1974)
06. Devil's Touch (Compilation) (1976)
07. Mind Exploding (1976)
08. Good Time Warrior (1978)
09. Sneak Me In (1980)
10. Mean Machine (1981)
11. Sumo Grip (1994)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Kapitan Wołowe Serce
Administrator

Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 09:54, 18 Wrzesień 2010 Temat postu: |
|
Słyszałem dwie najsłynniejsze ich płyty, czyli Lucifer's Friend i Banquet. Krautrocka tam nie znalazłem, ale może jest gdzie indziej, nie wiem. Znam ich więc z dwóch odsłon stylistycznych. Hard rockowej (Lucifer's Friend), czy może raczej heavy progowej, która jest znakomita, jedna z absolutnie najciekawszych rzeczy jakie spotkałem w mocniejszym progresie. Znam też ich oblicze jazz-rockowe (Banquet), które jako fan gatunku uważam za kiepskie, wysłuchałem tego albumu tylko raz i nie mam ochoty na repetę.
To przykre że zespół jest znany niemal wyłącznie fanom klasycznego progresu, bo ich muzyka bez przeszkód trafiłaby nawet do dzieciaków słuchających AC/DC. Skoro Budgie może być w Polsce znane to Kumple Lucyfera też.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Rune of Torment
Brodacz

Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 3698
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Edo Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 11:29, 18 Wrzesień 2010 Temat postu: |
|
Świetna kapela, w sumie trochę wyprzedzali swój czas, bo na s/t miejscami brzmieli coś jakby w deseń tego jak np. Rainbow brzmiał za 4 lata dopiero.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
konik polny
Wafel

Dołączył: 17 Lut 2013
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 18:34, 08 Kwiecień 2013 Temat postu: |
|
Debiut jest faktycznie świetny. Potem goście zaczęli kombinować ale aż tak źle nie było.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
stary znajomy
Wafel

Dołączył: 06 Cze 2013
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Neostrada Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 02:20, 07 Czerwiec 2013 Temat postu: |
|
Dorzucam swoją opinię do laurki dla albumu "Lucifer's Friend" - genialny, bardzo oryginalny album, rewelacyjne brzmienie.
Pragnę jednak wspomnieć tu o najbardziej niedocenianej płycie tego najbardziej niedocenianego hardrockowego zespołu - "Where the Groupies Killed the Blues". Niewiele się o niej mówi, nawet wśród ludzi, którzy znają zespół, a moim zdaniem jest to najciekawszy album Lucifer's Friend, w każdym razie nie gorszy od "self-title'a". Od poprzednika różnią go pewne próby eksperymentów (zwłaszcza w środku utworu), dziwactwa, dysonanse, obecność pianina i syntezatorów (to drugie, imitujące brzmienie instrumentów smyczkowych, przede wszystkim w "Summerdream"), a także bardziej posępny nastrój i szlachetny, dostojny charakter muzyki. To, co łączy oba albumy, to wysoki poziom muzyki oraz wybitne popisy wokalne Johna Lawtona, którego uważam za jednego z najlepszych wokalistów hard rocka (wielu ludzi zna go z występów w Uriah Heep, ale to już zupełnie nie ta moc). Efekt jest piorunujący. W celach edukacyjnych i poznawczych załączam kilka linków.
Mother - ponura, porywająca ballada
Where the groupies killed the blues - magia!
Prince of darkness - kawałek trochę bardziej w stylu poprzedniego albumu, genialny hard rock
Płytę otwiera niestety jedyna słaba piosenka - "Hobo". Proszę się nią nie zniechęcać podczas próby przesłuchania tego albumu. Ogólnie jest czego słuchać. Polecam!
Kapitan Wołowe Serce napisał: | Znam też ich oblicze jazz-rockowe (Banquet), które jako fan gatunku uważam za kiepskie, wysłuchałem tego albumu tylko raz i nie mam ochoty na repetę. |
To troszkę kwestia nastawienia. Oczekując porządnego jazz rocka, można się rzeczywiście tu rozczarować. Zachęcam jednak mimo wszystko do powrotu do tego krążka, bez konkretnych oczekiwań gatunkowych. Muzyka ta jest pełna chwytliwych, melodyjnych motywów i wręcz kipi z niej świetny klimat, zupełnie inny od tego z "Lucifer's Friend" i "Where the Groupies Killed the Blues".
Kapitan Wołowe Serce napisał: | To przykre że zespół jest znany niemal wyłącznie fanom klasycznego progresu, bo ich muzyka bez przeszkód trafiłaby nawet do dzieciaków słuchających AC/DC. |
Chyba leciutka przesada. Muzyka rzeczywiście w miarę przystępna, ale jest sporo ludzi, którzy lubią, gdy liczba akordów nie przekracza 3-4 i można sobie prostacko wydrzeć mordę w refrenie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez stary znajomy dnia Pią 02:23, 07 Czerwiec 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|